Kruche ciastka przepis podstawowy. Z podanych składników zagnieć ciasto. Uformuj kulę, zawiń w folię i umieść w lodówce na minimum godzinę. Po tym czasie ciasto podziel nożem na cztery części. Na blat/stolnicę wysyp trochę mąki. Każdą część rozwałkuj na placek grubości 2-4 mm. Wycinaj ciastka np. używając foremek do Schesir naturalna karma dla kotów kurczak z szynką w sosie własnym w puszce 70g | Wyjątkowa, w 100% naturalna karma z najwyższej jakości składników dla dorosłych kotów. | Koty \ Karmy dla kotów \ Karmy mokre dla kotów Koty \ Karmy według firm \ Schesir | sklep.zooglobe.pl - sklep zoologiczny, internetowy sklep zoologiczny, dla psa, dla kota, dla gryzoni Szynka krojona w puszce w 100 gramach posiada wartość energetyczną 239 kcal. W produkcie znajduje się wiele składników odżywczych, w tym: 16,06 g białka, Po otwarciu opakowania lub gdy szynka zostanie otwarta (np. pokrojona na ladę delikatesową), wystarcza na około 3 do 5 dni . To samo dotyczy rozmrożonego mięsa. Szynka w puszkach ma datę przydatności do spożycia i może z łatwością zachować jakość przez kilka tygodni po tej dacie. Po otwarciu puszki zjedz szynkę w ciągu 3 do 5 dni. Obecny stan wiedzy pozwala stwierdzić, że [ 3 ]: BPA obecny w pojemnikach na żywność (w tym przede wszystkim, w metalowych puszkach) nie stanowi zagrożenia dla zdrowia, ponieważ narażenie na ten związek jest zbyt małe, by wywołać negatywne efekty zdrowotne. Ze względu na niepokój konsumentów, producentów żywności oraz Produkt chwilowo niedostępny. 1 kg - 1 szt. Kod kreskowy: 2916025. Jednostka: Pl KG. Do koszyka Dodaj do listy. Udostępnij na Facebooku. Szynka bez konserwantów Krakus. Wojskowa kaszanka zamknięta w puszce. Do spożycia z pieczywem na zimno lub na ciepło. Składnik polskich wojskowych racji żywnościowych doceniany w turystyce i survivalu. Łatwo mieści się w plecaku, dobrze znosi warunki transportu i przechowywania. 8,29 zł. brutto / szt. Dodaj do koszyka. Produkt niedostępny. Retrosentymentalny klub wspomnień wszystkich, którzy pamiętają życie w czasch PRL, lata 50., lata 60., lata 70., lata 80. aż do lat 90. Szynka w puszce puszka. Wiek zwierzęcia. brak informacji. Liczba sztuk w zestawie. 1. 5, 95 zł. 14,94 zł z dostawą. Produkt: Mokra karma dla kota Miamor tuńczyk w zestawie 1 szt. 0,135 kg. dostawa dzisiaj do 10 miast. Choć wydawać by się mogło, że czasy PRL-u i niedoborów w sklepach i na stołach odeszły na zawsze, okazuje się, że niewiele brakuje, by wróciły. Z powodu trudnej sytuacji hodowców trzody chlewnej w Polsce być może krajowa szynka stanie się produktem równie luksusowym, jak w PRL-u! Jak doszło do takiej sytuacji? TnyUR. Wszystko zaczęło się od hitlerowskiego złota. Legendy o poutykanych w rozmaitych miejscach na Dolnym Śląsku nazistowskich skrytkach, wypełnionych złotem, pieniędzmi, biżuterią i dziełami sztuki, od połowy 1945 roku rozpalały wyobraźnię zarówno szarych obywateli, jak i członków peerelowskich bardzo szybko wpadła na trop skarbów, które Niemcy mieli podobno ukryć w twierdzy Breslau. Krótko po wojnie zaczęły się intensywne poszukiwania zaginionego majątku hitlerowców. Gra toczyła się o wysoką stawkę – chodziło o kilkadziesiąt ton złota z wrocławskiego skarbca, a także inne bogactwa pozostawione na Ziemiach Odzyskanych przez ich byłych dla zuchwałychChętnych do wzbogacenia się na powojennych łupach nie brakowało, lecz kiedy kolejne tropy okazywały się błędne, partyjni oficjele zaczęli szukać źródeł dodatkowego zarobku gdzieś indziej. Wyróżniał się wśród nich Ryszard Matejewski, wicedyrektor Departamentu Śledczego Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego, szef departamentu II MSW (kontrwywiadu) i dyrektor generalny ds. SB w resorcie. Jak opisuje go w książce Zaginione złoto Hitlera, która właśnie ukazała się nakładem wydawnictwa Znak Horyzont, Tomasz Bonek: Oczy zawsze mu się świeciły na myśl o złocie. W kraju przecież wciąż było bardzo biednie. Teraz miał możliwość zajęcia się jego poszukiwaniem. A że władza deprawuje, wiemy doskonale z historii i literatury. Matejewski też uległ pokusie. Pragnął złota i biżuterii ze wszystkich możliwych źródeł. Nie pogardziłby niemieckimi skarbami. Od lat 60. do 1971 r. grupa rabunkowa funkcjonariuszy MSW pod wodzą Matejewskiego przeprowadziła na Zachodzie tajną operację i nielegalnie pozyskiwała dewizy i złoto – kradli, dokonywali rozbojów z bronią w ręku, zastraszali, a może i dopuszczali się straszniejszych pieniądze miały iść na potrzeby wywiadu i kontrwywiadu, w rzeczywistości jednak pracownicy resortu "pożyczali sobie" biżuterię, dolary, niemieckie marki oraz funty szterlingi, a następnie je sprzedawali. Za zdobyte w ten sposób pieniądze zapewniali sobie odrobinę luksusu w siermiężnej peerelowskiej rzeczywistości. Na liście ich zakupów znajdowały się telewizory, kawa i szynka w puszce z Peweksu czy ekskluzywne "Żelazo", póki gorące!W końcu wpadli – dzięki donosom "życzliwych" kolegów, którzy również uczestniczyli w procederze, ale (we własnym mniemaniu) zarabiali na nim za mało. Gdy o sprawie zrobiło się głośno, oficerowie MSW w panice ukryli część zagrabionych majątków na terenie swoich ogródków działkowych nad Zalewem Zegrzyńskim (stąd kryptonim całej afery – "Zalew"). Zdało się to jednak na nic. Tomasz Bonek w książce Zaginione złoto Hitlera wylicza: Aresztowano 36 osób, skazano kilka, w tym Ryszarda Matejewskiego – na 12 lat pozbawienia wolności. W ich domach śledczy znaleźli 82 kilogramy złota, ponad 150 tys. dolarów amerykańskich oraz 5 mln złotych. Całość o wartości 40 mln złotych. Pozostali pracownicy „ministerstwa poszukiwania skarbów” dostali kary od 2 lat i 6 miesięcy do 9 lat więzienia. Można by pomyśleć, że takie wyroki zadziałają prewencyjnie. Ale nie, w najmniejszym stopniu nie odstraszyły one chętnych do łatwego zarobku. W połowie lat 80. wybuchł kolejny skandal – tym razem nazwany aferą "Żelazo".Znów poszło o nielegalne pozyskiwanie funduszy – rzekomo na akcje wywiadowcze, a faktycznie – na zapewnienie sobie przez wysoko postawionych urzędników MSW wygodnego życia w PRL. W tym "szczytnym" celu zaangażowani w akcję gangsterzy byli gotowi posunąć się do wszystkiego. Nawet do morderstwa (choć utrzymywali, że ofiary śmiertelne były niezamierzone).Jak obliczono, ministerialny łup obejmował sto kilogramów złota (głównie biżuterii), dużo kamieni szlachetnych, luksusową odzież, zapalniczki, a także kilkaset kontenerów ze srebrem. Kierujący wówczas I Departamentem MSW Mirosław Milewski tłumaczył później pokrętnie: Była to operacja nietypowa, operacja taka, w której śmierdziało. Stąd trzeba było mieć zgodę określonego wyższego szczebla. Na ogół ja sobie nie przypominam, żeby poza sprawami jakimiś szczegółowymi, operacjami, żeby sekretarz KC czy premier coś akceptował. Więc widocznie uznana była ta sprawa za tej skali, wagi. Brało się to z tego, że wówczas to zapotrzebowanie na pieniądze było wielkie i stąd szukało się wszelkich sposobów. Z jego zeznań wynikało, że część zdobytych na działalności przestępczej skarbów przywłaszczyli sobie przedstawiciele najwyższych władz: Edward Gierek, jego żona Stanisława, Jan Szydlak, Zdzisław Grudzień i inni. Sporo łupów upłynnili też w tajnym sklepiku działającym w budynku ministerstwa w latach 70. szeregowi pracownicy, którzy skradzioną biżuterię i inne precjoza otrzymywali w ramach premii. Ostatecznie przestępczą działalność MSW ukrócono, a Mirosława Milewskiego usunięto z Biura Politycznego – Przestępcza Republika LudowaAfery "Zalew" i "Żelazo" – choć niewątpliwie najgłośniejsze – bynajmniej nie były jedynymi przypadkami nadużyć w czasach komunizmu. W Ludowej Polsce przestępstwa gospodarcze były na porządku dziennym. Co więcej, również klepiący biedę szarzy obywatele nie byli święci, choć w ich przypadku łatwiej chyba o zrozumienie motywów kryminalnego postępowania. Mirosław Romański podsumowuje: Zjawisko afer, nadużyć, przestępstw gospodarczych widoczne w życiu społecznym przez cały okres PRL istniało praktycznie na każdej płaszczyźnie. Obejmowało wiele osób z różnych grup społecznych – od czołowych decydentów państwowych, poprzez lokalnych przywódców, szefów zakładów pracy, prezesów spółdzielni, a także osób w żaden sposób niezwiązanych z partią. Dla tych, którzy sprawowali władzę, stanowisko umożliwiało załatwienie wielu spraw, toteż bardziej lub mniej sprytnie to wykorzystywali, niejednokrotnie narażając się prawu. Z kolei dla zwykłych obywateli, którym żyło się w PRL na ogół ciężko, możliwość dodatkowego przychodu była jak najbardziej pożądana. Stąd rosnąca spekulacja, handel dewizami, sprowadzanie dóbr materialnych z skali zjawiska najlepiej świadczy fakt, że według oficjalnych danych Prokuratury Generalnej tylko w 1980 roku aż około tysiąc skierowanych do sądów aktów oskarżenia dotyczyło różnego rodzaju afer gospodarczych. Objęły one 3,4 tysiąca osób, z czego jedna trzecia piastowała wysokie funkcje 491 przypadkach oskarżeni byli podejrzewani o zabór mienia o wartości powyżej 200 tysięcy złotych, 51 spraw dotyczyło łapówkarstwa powyżej 100 tysięcy złotych, a 159 – tzw. niegospodarności. W kolejnym roku prowadzono śledztwa przeciwko czterem ministrom, siedmiu wiceministrom oraz siedmiu sekretarzom KW PZPR. Jak widać Gomułka, który jeszcze w latach 60. (przy okazji afery mięsnej, w związku z którą aresztowano ponad 400 osób) twierdził, że „wystarczy powiesić kilku aferzystów, a zapanuje porządek”, mocno się przeliczył…Maria Procner - Redaktor i publicystka, autorka tekstów popularnonaukowych. Absolwentka dziennikarstwa i psychologii na Uniwersytecie Wrocławskim. Była redaktor prowadząca magazynów "Świat Wiedzy Historia", "Świat Wiedzy Ludzie" oraz "Świat Wiedzy Sekrety Medycyny".Zapisz się na nasz specjalny newsletter o newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez jakość naszego artykułu:Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze tych dawnych PRL - owskich dygnitarzy byly : ...kamienie szlachetne, zloto, droga odziez i (sic! )...zapalniczki ! Autor czasami, nie ma klopotow z glowa ?!Ten co to pisał to pisze bzdury jakich mało !!!Tylko malutka część sie tego zgadza !!!Afera Żelazo dotyczy wywiadu byłych pracowników SB gdzie główna role odgrywali bracia z Bielska-Białej !!Nigdy z tego nie zostali rozliczeni To tak na marginesieDzięki temu właśnie Olejnik, Kraśko, Jaruzelska itp. spijają teraz śmietankę. Dostali dobrego kopa na afera telegraf ? skoki ? srebrna ? wolomin ? itd itp. zyja ludzie ktorzy to pamietajaKradniemy i co nam zrobicie kmiotki?! PiS rządzi i mamy wasze pieniędze napiszcie jak było po1989roku aws i inniA już myślałem, że będzie to współczesna opowieść o SKOK-ach lub Srebrnej, a to tylko jakaś co piszą komentarze i je komentuje to są ludzie którzy dobrze mają dobrze za uszami, i co mogą wiedzieć o tamtych czasach, banda komunistyczna niszczyła ludzi prawych i biednych. Jeśli nie wiecie, to nie wypowiadajcie się głupio. Głupota ludzka nie zna granic. teraz to dopiero sa zlodziejeKradli i kradli wtedy nasi ojcowie i my teraz kradniemy bo my ich synowieTo tak jak król Midas..cokolwiek dotknął, zamieniało się w złoto...I umarł z głodu...a w ogóle, to przesadzacie z tym złotem tamci złodzieja są do dzisiaj ich dzieci i dzieci dzieci itd , itd ,itd .......za kilkanascie lat odkryjemy afery z lat 1990-2010 publiczna Świątynia luksusu w siermiężnych czasach – Pewex. (fot. domena publiczna).Szynka konserwowa, kawa naturalna, a nawet piwo w puszce. Niezwykłe rarytasy były na wyciągnięcie ręki. Ale tylko dla tych, którzy, fatygując się do Peweksu, nieśli w portfelu (właściwie: przedsiębiorstwo eksportu wewnętrznego „Pewex ”) to utworzone na początku lat 70. państwowe przedsiębiorstwo handlowe prowadzące detaliczną sprzedaż towarów importowanych. Z czasem zaczęło ono handlować także deficytowymi towarami produkcji odbywała się za dewizy oraz za emitowane od 1 stycznia 1960 przez bank Pekao tzw. Bony towarowe, które odgrywały rolę krajowego odpowiednika dolarów amerykańskich (czarnorynkowy kurs dolara wynosił w końcu lat 60. ok. 70 zł i pod wpływem inflacji wzrósł do 130 zł w 1978 roku, do 380 zł w 1982 roku, do 2400 zł w 1988 roku oraz do 7450 zł w 1989 roku). Argument za wyższością kapitalizmu?Sklepy Peweksu, podobnie jak innej firmy zajmującej się tzw. „eksportem wewnętrznym” – Baltony, stanowiły dla wielu Polaków swoiste okno wystawowe Zachodu, wzbudzając zachwyt oferowanymi czy też raczej „eksponowanymi” tam, a dostępnymi dla zwykłych śmiertelników jedynie w wyjątkowych okazjach, rarytasami w rodzaju szynki konserwowej, kawy naturalnej czy piwa w Maria Różański, lic. CC BY Reklama Pewexu na Wydziale Filologicznym UŁ, ul. Sienkiewicza 21 w Łodzi (fot. Krzysztof Maria Różański, lic. CC BY że wystawy sklepów dewizowych stanowiły w gruncie rzeczy sugestywny argument na rzecz tezy o wyższości kapitalizmu nad socjalizmem, władze nie zrezygnowały z utrzymywania tego typu placówek handlowych, traktując je (zwłaszcza pod koniec lat 70. oraz w latach 80.) jako istotne źródło dopływu deficytowych Peweksu utraciły rację bytu wraz z wprowadzeniem w marcu 1989 nowego prawa dewizowego, legalizującego handel opozycyjna za PRL-u o Peweksie„«Pewex» to jeden z dziwolągów funkcjonowania pieniądza w rozwiniętym społeczeństwie socjalistycznym. Ma on swoich pobratymców prawie we wszystkich krajach demokracji ludowej z ZSRR włącznie, ale ze względu na nasze większe otwarcie na Zachód (co samo w sobie oczywiście jest zjawiskiem pozytywnym) działalność jego przybrała tutaj nie spotykane gdzie indziej lic. CC BY-SA Łódzki mural z reklamą Pewexu (fot. Przykuta, lic. CC BY-SA nie tylko towary pochodzenia zagranicznego, co byłoby jeszcze jako tako zrozumiałe, ale coraz więcej produktów polskich można otrzymać tylko via tzw. eksport wewnętrzny. Okres oczekiwania w spółdzielniach na mieszkanie wydłuża się, ale za dolary dostaniesz klucze nieomal natychmiast. Jeśli zaś nie doczekasz mieszkania, twoja rodzina może ci postawić nagrobek za walutę – inaczej będziesz czekał dwa, trzy lata. […]Zupełne horrendum to sprzedaż poprzez placówki «Pewexu» środków niezbędnych do rozwoju gospodarczego, np. hodowli. Obiegła Polskę anegdotka o chłopie, który chciał sprzedawać kartofle za dolary. Oburzeni klienci wołają milicjanta, na co chłop: «A za co ja inaczej kupię ciągnik, węgiel, cement na budowę chlewni?»”.(W. Jasiński [Jerzy Zieleński], O głupim dowcipie, który zrobiono Ludwikowi Waryńskiemu, „Zapis” 1978, nr 5, s. 145).Źródło:Powyższy tekst ukazał się pierwotnie jako jedno z haseł Abecadła PRL-u. Pozycja autorstwa Zdzisława Zblewskiego została opublikowana nakładem wydawnictwa Znak w 2008 lead, ilustracje wraz z podpisami, wytłuszczenia, podział akapitów oraz śródtytuły pochodzą od redakcji. Tekst poddano podstawowej obróbce obraz życia w komunistycznej Polsce PRL Party Przy kolejnej imprezie okazało się, że koneserów zabaw w stylu "minionej epoki" nie brakuje. Młodzi ludzie, którzy często czasy PRL znają jedynie ze zdjęć, bądź opowiadań rodziców traktują imprezy w tym stylu jako coś niezwykłego, prześcigając się w pomysłach. Nie lada rarytasem na takim przyjęciu okazują się być: prawdziwa oranżada w kapslowanych szklanych butelkach, chałwa czy kiszone ogórki jako tradycyjna zakąska do polskiej wódki. Dekoracja takiego przyjęcia obowiązkowo powinna składać się z białych i czerwonych goździków, ceraty w kratkę, plakatów z popularnymi w tamtych czasach hasłami PRL'owskimi. Świetnym pomysłem jest także wydrukowanie etykiet na wódkę jak Wódka Czysta, Stołowa, Jarzębiak, Vistula, Mocna Strong Vodka itp. Zdjęcia takich etykiet znajdziecie bez problemu w internecie, po wydrukowaniu w kolorze wystarczy nakleić na obecną etykietę znajdującą się na butelce. Każdy z uczestników imprezy wzywany jest do stawienia się na takiej imprezie w stosownym stroju, nawiązującym to kultury minionych lat. Nasza impreza PRL Party była także imprezą z okazji 30-tych urodzin. Nie zabrakło żadnych z wymienionych powyżej elementów, dodatkowo w tle na ekranie odtwarzane były stare teledyski. Na stołach gościły półmiski z kiełbasą, kaszanką i pasztetową, w słoikach stały kiszone ogórki, do tego jarzynowa i szynka konserwowa w puszce. Prawdziwą atrakcją był tort, którego całym wierzchem była kartka na mięso i inne artykuły spożywcze :) A to kilka zdjęć: Lista Blogów Któż z nas nie pamięta pierwszej pary jeansów zakupionej za bony w Pewexie i emocji, które towarzyszyły transakcjom u tzw. cinkciarzy? Sklep, który wabił nas zapachem drogich perfum, kolorowymi reklamami i towarem znanym jedynie z zagranicznych filmów był w czasach PRL-u synonimem luksusu. Podobnie jak jego pracownice, które miały dostęp do najlepszych produktów i podejrzewano, że pensje dostają w walucie. Jest ślub – będzie wódka Pierwszy punkt konsygnacyjny Przedsiębiorstwa Eksportu Wewnętrznego powstał w 1972 roku w Raciborzu przy Rynku 10. Ze względu na niewielki lokal, który zajmował, mówiło się często, że to kiosk Pewexu. Kiedy w 1978 roku trafiła do niego Renata Wawersig, miała już spore doświadczenie w handlu pracując w drogerii, a później przez 20 lat w Veritasie. – Podlegaliśmy pod Przedsiębiorstwo Turystyki i Wypoczynku w Opolu oddział Racibórz, którego biura znajdowały się po drugiej stronie rynku, nad dzisiejszą lodziarnią, a naszym kierownikiem był Józef Kastelik. Sklep był rzeczywiście niewielki, ale za to utarg ogromny. W ciągu tygodnia potrafiliśmy sprzedać 450 skrzynek polskiej wódki, którą przywoziliśmy z Bielska-Białej. Choć otwieraliśmy o to kolejka ustawiała się już od rano – wspomina pani Renata i tłumaczy, że jeżeli klient przyniósł zaświadczenie z Urzędu Miasta, że będzie się żenić, mógł kupić nawet 50 butelek wódki. Inaczej zakupy były ograniczane, co miało ukrócić nielegalny handel alkoholem. W sklepie, oprócz Renaty Wawersig pracowała też Anna Kastelik oraz Teresa Zembata, która była kasjerką. Obie ekspedientki musiały więc obsługiwać klientów, jeździć po towar i przygotowywać codzienne raporty ze sprzedaży. Rozładowanie 450 skrzynek z wódką albo 500 paczek kawy było dla pań zawsze sporym wyzwaniem. Do tego dochodził stres związany z odpowiedzialnością materialną. – Pracowałam razem z Anią 13 lat i nigdy nie miałyśmy nawet grosika manka. Gdyby nam przeliczyli dolary na złotówki, to w razie jakiejkolwiek niezgodności, nigdy byśmy się nie wypłaciły – tłumaczy pani Wawersig. Klienci spoglądali jednak na ekspedientki Pewexu zazdrosnym okiem, bo przez cały dzień obracały się w luksusach, o jakich przeciętny Polak mógł tylko pomarzyć. – Mieliśmy francuskie koniaki, niemiecką bieliznę, amerykańskie jeansy, angielskie szetlandy i wspaniałe kosmetyki. Ale żeby dostać dobry towar, trzeba było wyjeżdżać do hurtowni Pewexu w Zabrzu albo Będzinie o rano, bo tam przyjeżdżały samochody z całego Śląska i każdy chciał być pierwszy. Mieliśmy też drugi punkt Pewexu, który otwarty został na zamku przy przejściu granicznym w Chałupkach – wyjaśnia pani Renata, która po likwidacji placówki, jeszcze przez sześć miesięcy pracowała w Pewexie przy ul. Opawskiej. Ślimaki wchodzą bez popicia Wkrótce po otwarciu Pewexu przy rynku, w 1972 roku powstała druga placówka przy ul. Długiej (naprzeciwko byłej „Desy”), która podlegała WSS Społem. Jego kierowniczką była Teresa Czyżewska, oprócz niej pracowały tam Barbara Wieder, Anna Pietras, Katarzyna Rybak, Krystyna Kalisz oraz dwoje kasjerów: Bogdan Urgacz i pani Wiesława. – Walutą obowiązującą w naszych sklepach były dolary, marki oraz bony towarowe. Otrzymywały je osoby, które dostawały przekazy pieniężne z Europy Zachodniej albo USA. Najczęściej to były renty i emerytury – tłumaczy Anna Pietras. Wśród deficytowych towarów z Polski największym powodzeniem cieszył się alkohol. – Najlepiej schodziła wódka Żytnia, Żubrówka, Krupnik, Gold Waser i Advokat. Zagraniczne alkohole kupowali głównie obcokrajowcy na prezenty. Pamiętam, że jeden dolar kosztował w tamtych latach 72 złote i można było za niego dostać butelkę wódki – wspomina pani Ania. I choć było to nielegalne, tak jak inni, kupowała u koników walutę, a za nią różne luksusowe towary, np. cytrusy, czekoladowe mikołajki czy szynkę w puszce. – System był taki, że jedna koleżanka stała na czatach, a druga szła do cinkciarza wymienić walutę. Oni zawsze stali przed sklepem, albo kręcili się w pobliżu – wyjaśnia pani Pietras. Absolutną jak na tamte czasy nowością były dostępne tylko w Pewexach peruki. – Zakładało się je do pracy, a po powrocie do domu kładło na wazon, żeby na następny dzień równie dobrze wyglądały. Moja miała krótkie, kasztanowe włosy i była jedną z niewielu rzeczy, które zostały uwiecznione na zdjęciach – wspomina pani Pietras i dodaje, że to właśnie w Pewexie przy ul. Długiej pierwszy raz w życiu miała okazję spróbować ślimaków. – Jedna maleńka puszka kosztowała wtedy 45 centów, a my się nią podziliłyśmy we cztery, bo każda z nas chciała sama sprawdzić czym się ci Francuzi tak zachwycają – dodaje. Większość pracownic Pewexów mówiło biegle po niemiecku. – Dla tych, które nie znały języka, organizowano bezpłatny kurs w Katowicach. Po jego ukończeniu dziewczyny dostawały trochę wyższą pensję – wyjaśnia Anna Pietras. W grudniu 1973 roku, zaledwie po roku jego funkcjonowania, sklep z ul. Długiej przeniesiono na parter nowo wybudowanego bloku przy ul. Ogrodowej (w miejsce gdzie dziś znajduje się apteka). Ze starego personelu trafiła tu też Anna Pietras, która w nowym miejscu pracowała jeszcze dwa lata, Katarzyna Rybak, ale już w roli kasjerki, Krystyna Kalisz i Barbara Wieder. Placówką kierował Stanisław Kukulski. W 1981 roku przy ul. Długiej, ale po jej nieparzystej stronie, powstał następny Pewex, który również podlegał Społem. Jego kierowniczką była Danuta Kasztan. – Sklep nie był zbyt duży. Mieliśmy tylko dwa stoiska: spożywcze i odzieżowe. Na tym pierwszym największą popularnością cieszył się oczywiście alkohol, ze sprzedażą którego nie musieliśmy czekać do bo sklep otwieraliśmy o Nowością było piwo w puszkach, których się nigdy nie wyrzucało, hiszpański poncz Jerezano, kupowany najczęściej na święta, duńska Kijafa i papierosy, które w innych sklepach były na kartki. Pamiętam Lordy, Dunhile, Gitanes i Marlboro setki, które kupowałam po 70 centów – wspomina Danuta Kasztan. Sklep przy ul. Długiej powstał tuż po jej przebudowie, w nowoczesnym ciągu, gdzie znajdowały się najbardziej prestiżowe placówki w naszym mieście: BWA, Dom Mody Elegancja czy Desa. Nic więc dziwnego, że założono w nim alarm. – Na szybach, gdzie było logo sklepu, znajdowały się czujniki alarmu, ale więcej z nim było problemów niż pożytku, bo ciągle się włączał – wyjaśnia pani Danuta i dodaje, że w ciągu dziesięciu lat istnienia Pewexu przy ul. Długiej, nie było żadnego włamania. – Kierownictwo doceniało naszą pracę organizując nam szkolenia, prezentacje nowych produktów i spotkania integracyjne. Pamiętam jedno z nich, które odbywało się w Hotelu „Warszawa”. Najpierw były występy Manna i Materny, a potem wystawny obiad z alkoholem. Szefowie większych sklepów mieli też możliwość wyjazdów zagranicznych – tłumaczy pani Kasztan, która w czasach kryzysu mogła liczyć na inne koleżanki z Długiej. – Naprzeciwko naszego Pewexu był sklep mięsny, a dalej ze szkłem. Myśmy sobie wzajemnie pomagały odkładając jakieś towary, bo jak się pracowało w handlu do wieczora, to czasu na zakupy zawsze brakowało. W kryzysie mogłyśmy na siebie zawsze liczyć – podsumowuje była kierowniczka Pewexu, który przetrwał do 1991 roku. 20 lat luksusu Pewex przy ul. Ogrodowej utrzymał się dwadzieścia lat, dlatego wielu raciborzanom właśnie to miejsce kojarzy się nieodłącznie z luksusowymi towarami za waluty. Nowy, większy lokal, który miał 200 mkw., pozwolił na rozszerzenie asortymentu. – Oprócz artykułów spożywczych, papierosów i alkoholu, mieliśmy materiały, kosmetyki, zabawki, ubrania oraz sprzęt AGD i RTV – tłumaczy Krystyna Kalisz i dodaje, że jak na warunki PRL-u, ekspedientki pracujące w Pewexie bardzo dobrze zarabiały. – Miałyśmy spore premie i częste wyjazdy do Katowic na pokazy nowych produktów. Przedstawiciele Jacobsa, Bourgois, Maxa Factora czy Yardleya prezentowali nam swoje nowości, a potem zabierali na uroczysty obiad. W sklepie otaczały nas piękne rzeczy, które mogłyśmy do woli przymierzać i nieraz zdarzyło nam się zaszaleć. Kiedyś kupiłam wystrzałową sukienkę za 29 dolarów, ale mój mąż nigdy nie dowiedział się ile kosztowała – wspomina ze śmiechem pani Krystyna, a Anna Pietras dodaje, że jej koleżanka z działu metrażu, Lena Pancek, w jeden dzień kupowała materiał, a w drugi przychodziła w uszytej z niego kurtce. Od 1976 roku sklep podlegał pod oddział Pewexu Katowice. W ciągu 20 lat istnienia placówki przewinęło się przez nią sporo ekspedientek. Pracowały tu: Anna Pietras, Anna Kastelik (przeszła z Pewexu przy Rynku), Krystyna Kalisz, Róża Jeż, Lena Piechaczek (potem Pancek), Lidia Cyranek, Marianna Kilowska, Eugenia Szyra, Bożena Dąbrowska, Krystyna Mikołajec, Maria Przeklasa, Sabina Sadło, Sylwia Mizioch, Rozalia Sklorz (od 1981 roku jako zastępca Stanisława Kukulskiego), Stanisława Kwiecień, Halina Adamczyk, Maria Cembruch, Lidia Dapa i Ewa Zając. Oprócz pracownic Pewexu, były też zatrudniane przez bank kasjerki: Jadwiga Zakrzewska i Stanisława (znana jako Katarzyna) Rybak, Jolanta Kulig (Sawicka), Lidia Miech i Iwona Rębisz. – Do pracy w sklepie przy Ogrodowej trafiłam w 1973 roku, zaraz po szkole handlowej. Wszyscy mi zazdrościli, bo myśleli, że pensję będę dostawać w dewizach – mówi ze śmiechem Rozalia Sklorz. Na stoisku z materiałami królowały modne wtedy grempliny, dzianiny, indyjskie jedwabie i sztuczne lisy. W późniejszych latach robiło się często w Pewexie przerzuty towarów niezbywalnych, które można było kupić za złotówki w sklepach Społem. Ubrania, które ze względu na kolor, albo cenę nie znajdowały nabywców, otrzymywał „Junior” przy ul. Opawskiej, a tkaniny sklep tekstylny przy placu Wolności. Częstymi klientkami Pewexów były wdowy, które straciły na wojnie mężów i dostawały z Niemiec odszkodowania. – Przychodziły do kasy z przekazem i wybierały u nas talony, za które kupowały najczęściej Buerlecithin, Biovital, Amol i różnego typu herbatki ziołowe, które nie były wtedy dostępne w naszych aptekach – tłumaczy pani Rozalia. Największe gabarytowo produkty, czyli pralki, lodówki czy czeskie skutery Jawa trzymano w magazynach Społem pod „Willanową” na Płoni. Trafiały tam też dywany, produkowane w Kietrzu, Łodzi i Kowarach, przechowywane również w piwnicach sklepu spożywczego przy Odrzańskiej. Zakupy za złotówki Ponieważ placówka przy ul. Ogrodowej nie mogła już pomieścić rozrastającego się stoiska AGD i RTV, w 1990 roku Pewex powiększył swoje zasoby o duży, piętrowy sklep przy ul. Opawskiej (dziś stoi w tym miejscu Galeria „Srebrna”). W tym samym roku Stanisława Kukulskiego, który odszedł na emeryturę zastąpiła Krystyna Kalisz. – Cała przemysłówka została przeniesiona na Opawską, gdzie zajęliśmy pierwsze piętro, a na parterze zrobiono samoobsługowy sklep z artykułami spożywczymi, którym kierowała Jadwiga Siwiec i Gienia Zielińska. Kierownikiem całego Pewexu był Józef Rybicki, były prezes Spółdzielni Mieszkaniowej „Nowoczesna” – wspomina Rozalia Sklorz, kierownik piętra (jej zastepcą była Lidia Cyranek). Ogromny budynek Pewexu robił wrażenie nie tylko na raciborzanach, ale i przyjezdnych, którzy zachwycali się mnogością i różnorodnością stoisk oraz pięknymi dekoracjami. – Na górze po jednej stronie mieliśmy zabawki, gdzie pracowała Elżbieta Biała i Karina Wojtaszek, stoisko z tekstyliami i odzieżą, które prowadziły Sylwia Mizioch, Sabina Sadło i Elżbieta Wołoszyn. Na samym środku znajdowała się wyspa z kosmetykami, gdzie były Eugenia Szyra i Karina Raciborska, a po przeciwległej stronie AGD, na którym pracowała Ewa Marszałek i Beata Chodorowska, RTV, które prowadził Krzysztof Smajdor, Danuta Fros i Karina Adamicka i stoisko motoryzacyjne, które obsługiwali Artur Kos i Sabina Popławska. Nowością były uczennice, które miały praktyki na parterze – wyjaśnia pani Sklorz. Hitem lat 90. były walkmany, matchboxy i lalki Barbie, do których w Pewexie można było dokupić zestawy ubrań, mebli czy nawet całe domy. Wktótce te towary zaczęły też trafiać do powstających jak grzyby po deszczu firm prywatnych, których asortyment, często sprowadzany z zagranicy, zalewał miasto. Pewex przy Rynku utrzymał się 19 lat. Zamknięto go w 1991 roku. Dwa lata dłużej funkcjonował sklep przy ul. Ogrodowej, który zlikwidowano w 1993 roku, a ten przy Opawskiej dotrwał do 1997 roku. – W lipcu była powódź, a my dostałyśmy wypowiedzenia. Nie było to dla nikogo zaskoczeniem, bo od dawna nie sprowadzano już towaru a ten, który został, przerzucano na inne sklepy. Już od kilku lat można było u nas robić zakupy za złotówki, a wokół otwierało się mnóstwo innych sklepów z takim samym asortymentem. Nie byliśmy już ani jedyni, ani wyjątkowi – podsumowuje Rozalia Sklorz i dodaje, że pracownice Pewexu spotykają się do tej pory i wspominają czasy, kiedy Pewexy były symbolem luksusu, a one miały okazję trochę tego luksusu posmakować. Katarzyna Gruchot